O kazimierskim kogucie
Kiedyś tędy przelatywał diabeł
Spodobało mu się to miejsce nad Wisłą
I posmakowały koguty
Siła piekielna przestraszyła się wody świeconej
Wygrał kogut-bohater
Jakże pysznie smakuje kogut
Zjedzony na górze Trzech Krzyży
Blog z poezją
| pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
| 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
| 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
| 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
| 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
| 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
Kiedyś tędy przelatywał diabeł
Spodobało mu się to miejsce nad Wisłą
I posmakowały koguty
Siła piekielna przestraszyła się wody świeconej
Wygrał kogut-bohater
Jakże pysznie smakuje kogut
Zjedzony na górze Trzech Krzyży
Ach, czemuż jesteś taki zuchwały?
Przecież niedawno nabyleś motylich kształtów
A już tak bez rozumku w świat?
W drogę
W szum
W trwogę?
Zatrzymaj się chwilę
Pomyśl
Jeżeli juz ginąć
To na pięknej łące
Wśród roju kaczeńców
Albo blisko braci
A nie na asfalcie
Przecież i tak masz delikatną strukturę
Cieniutką
Kruchutką
Jak pergamin wrażliwą
Obraleś zły kierunek
Zawróć
Wracaj
Tu nawet nie ma się tobą kto zachwycić
Ach, czemuż jesteś taki zuchwały?
Przecież niedawno nabyleś motylich kształtów
A już tak bez rozumku w świat?
W drogę
W szum
W trwogę?
Zatrzymaj się chwilę
Pomyśl
Jeżeli juz ginąć
To na pięknej łące
Wśród roju kaczeńców
Albo blisko braci
A nie na asfalcie
Przecież i tak masz delikatną strukturę
Cieniutką
Kruchutką
Jak pergamin wrażliwą
Obraleś zly kierunek
Zawróć
Wracaj
Tunawet nie ma się tobą kto zachwycić
Przez horyzont pędzą myśli utracone
Każde w moją stronę
Atakują wraz z rosą poranną
Przemierzają przez boleść nocy nieustanną
Znów trzeba duszę z chwastów oczyścić
Aby marzenia mogły się ziścić
Lecz ciągle jedyna pokrzywa odrasta
Przez co życie mnie ciągle przerasta
Próbuję sie zaprzyjaźnić z tą rośliną uroczą
To podejmuję myśl nazbyt ochoczą
By znów zwiedła bez życia opadła
I w przepaść bezkresną sie wdarła
Tak miotam się nieustannie
Czy sil starczy?
Czy życie mnie życiem obarczy?
Czasem parzy jak pokrzywa
Kiedy indziej przychodzi myśl dobrotliwa
Ulotna jest jak pył przez wiatr niesiony
Z myśli powstaje rój
Już mam siłę by iść na bój
Ale nie wiem w którą pójść stronę
By odnaleźć myśli utracone
Miejsami parzę sie zycia pokrzywą
Czasami otrzymuję myśl dobrotliwą
Żal mi się z chwastem życia żegnać
On jest potrzebny by mieć odwagę się dość lękać
Ileż to już kalendarzy odkładam
Do archiwum życia?
Przypominają mi o upływającym czasie
Cyk cyk cyk
Ponad pięćdziesiąt kartek
Odarte w życia okładkę
Przekladam co i rusz wstegę
Kubuś Fatalista uśmiecha się gorzko
To ile już było tych planów?
Mam wrażenie, że ciągle stoisz w miejscu
Tylko cyfry zmieniają się na okładce
A ty przeładasz kolejny tydzień
Swojego życia
Granatową wstegą
Kawałkiem prymitywnego sznureczka